Info
Ten blog rowerowy prowadzi nymphe z miasteczka Warszawa, Bródno. Mam przejechane 5985.19 kilometrów w tym 411.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.82 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Znajomi
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Maj4 - 0
- 2014, Styczeń5 - 0
- 2013, Grudzień5 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik10 - 0
- 2013, Wrzesień6 - 0
- 2013, Sierpień7 - 2
- 2013, Lipiec16 - 0
- 2013, Czerwiec7 - 0
- 2013, Maj6 - 0
- 2013, Kwiecień4 - 1
- 2013, Luty3 - 0
- 2013, Styczeń2 - 0
- 2012, Listopad6 - 0
- 2012, Październik1 - 0
- 2012, Marzec4 - 0
- 2011, Sierpień8 - 0
- 2011, Lipiec10 - 0
- 2010, Czerwiec6 - 0
- 2010, Marzec10 - 0
- 2010, Luty3 - 0
- 2010, Styczeń7 - 0
- 2009, Grudzień17 - 9
- 2009, Listopad14 - 4
- 2009, Październik18 - 6
- 2009, Wrzesień17 - 1
- 2009, Sierpień14 - 2
- 2009, Lipiec10 - 2
- 2009, Czerwiec19 - 3
- 2009, Maj10 - 0
- 2009, Kwiecień7 - 0
- DST 36.00km
- Sprzęt mój rower. o.
- Aktywność Jazda na rowerze
wcale nie zwariowałam;)
Czwartek, 17 grudnia 2009 · dodano: 03.01.2010 | Komentarze 0
Zawahałam się przy ostatnim zdaniu wczorajszego wpisu - "nic mnie nie powstrzyma" - zanotowałam dodając w myślach "oprócz jakiejś niesamowitej zawiei, mrozów nie z tej ziemi i zasp wyżej łańcucha". Ale popsułoby to puentę i zaburzyło rytm notki;)
Dziś rano nie zbudziło mnie, ani w ogóle znać o sobie nie dało szuranie łopat po chodnikach, więc z optymizmem (takim jaki możliwy jest o takiej porze.... i tak nieco później niż wczoraj) wstałąm z łóżka. Wyglądam za okno... biel... biel, wiatr... biel... Ojej.
Co z tym fantem? Trzeba będzie jednak uzupełnić to zdanie na bikestats'ach...
Jednak po naradzie z małżonkiem orzekliśmy - nie, nie wracamy to tramwajów, jedziemy, a co tam.
No i pojechaliśmy - razem raźniej:)
Biało, pada, wieje. Obręcze pokrywają się lodem i odkrywam nową alternatywę podróżowania - jazdę bez hamulców...
Śnieg przykrył nierówności, niewiadomo gdzie lód, gdzie udeptane, gdzie równe. Okazuje się że moim potrzebom najbardziej odpowida jak najbardziej nienaruszony śnieg - przecinam go dość gładko, za to na gdzie ktoś deptał/jechał - odbijam się na boki.
Ciekawym nowym doznaniem było także przymarzanie rzęs do siebie, opcjonalnie do założonego na nos buffa;]
Za Mostem Gdańskim rozdziela się droga moja i małżonka. Samotnie schodzę nad Wisłę. Omijam tym razem drogę rowerową pamiętna wczorajszej jazdy po rynienkach - dziś gdy ich nawet nie widać, wolę wybrać inną drogę. Schodzę nad rzekę. Zatrzymuję się na chwilę. Patrzę przed siebie.... O kurczę... Co ja tutaj robię??? Śnieg do pół łydki, świeży sypie z nieba, wiatr obraca nim równo, widać nieiwele co. I pustka... Ogólna pustka, tylko ja i żywioł;) Ruszam, a co tam. Jadę nawet. Tniemy gładki śnieg z moim dzielny trekkingiem. I ta mała ulga "Ja nie oszalałam!" Są jeszcze jedne ślady! O kurczę, nie ja jedyna porwałam się na to pustkowie. Uff. Później dołączają się jeszcze jedne.
Jak wspomniałam gładki śnieg to dla mnie dość dobre podłoże. Całkeim przyzwoite tempo zdołąłąm nawet rozwinąć. Największy kłopot pojawił się za Mostem Śląsko-Dąbrowskim. Tam mamy drożynę rowerową z kostki i z krawężnikami. Tylko jak ją znaleźć? Tu trochę trawy wystaje, i tu trochę, gdzieś pomiędzy trzeba manerwować... Oj niełatwy to odcinek;) Taki krawężnik zafundował mi pierwszą katapultę, ale bez przewrotki na szczęście.
Dalej trzymałąm się chodników - niestety, przewrotka na ulicy to jednak zbyt duże ryzyko. Sporo straciłąm na tempie, ale ostrożność zwyciężyła. Chodnik jak to chodnik - podeptany - niejdnokrotnie wybierałam jazdę po zaspach, bo te łatwiej mi pokonywać, ponieważ od każdego śladu dolne koło odbijało mi się.
No i spóźniłam się. At. Wracając część drogi przejechałąm już ulicą, nie miałąm siły na te ślizgawki odbijawki chodnikowe. Sądząc o ilości bota na prawym pasie jest on wzgardzany przez kierowców. Tę część drogi, którą pokonywałąm jezdnią czułam się dosyć bezpiecznie, mijano mnie właściwie tylko na skrzyżowaniach. Poza tym nie krępowałąm się jechać tą zcęścią pasa, gdzie błota było najmniej- czyli nie boczkiem. Dłonie dzisiaj kiepsko, kilka postojów na ich rozgrzewanie trochę wydłużyło podróż.
Ale i tak warto było:) No i rzeczywiście, nie tak łatwo mnie powstrzymać;)
Aha - to była robocza odróż do Wilanowa i z powrotem na Bródno. Miałąm skoczyć jeszcze po prezenty do Śródmieścia, ale wymiękłam.
Zdjęć nie ma bo nie tylko mi za zimno w łapy, ale i telefon prędko stracił naładowanie baterii przez co mojemu rowerobałwankowi zdjęcia zrobić nie mogłam. A słodko wyglądał;)